OGRZEWALNIA MOPS WE WROCŁAWIU

W listopadzie zeszłego roku, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej we Wrocławiu otworzył dla bezdomnych tak zwaną ogrzewalnię – miejsce, w którym schronienie mieli znależć ci ludzie, którym podczas zimy groziła tułaczka po ulicach. Pomysł jak najbardziej słuszny. Przedsięwzięcie jak najbardziej bezdomnym potrzebne. I z pewnością była by to pochwały godna inicjatywa, gdyby nie… MOPS.

Na potrzeby ogrzewalni zaadoptowano część pomieszczeń byłego szpitala Bonifratrów, przy ulicy Pułaskiego. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby jeden z oddziałów szpitalnych oddano bezdomnym. Długi korytarz, kilka pokoi, w tym jeden przeznaczony na tzw. świetlicę. I tu popełniono błąd następujący: kilkudziesięciu bezdomnych miało do dyspozycji zaledwie jeden, sześcioosobowy stół, w świetlicy właśnie. Skutkowało to tym, że zdecydowana większość ludzi zmuszona była jeść posiłki na… podłodze. Kto dopadł jakieś krzesło mogące przysłużyć się celom konsupcyjnym, mógł uważać się za wyjątkowego szczęściarza. Kłopot stanowiło tamże utrzymanie elementarnej higieny osobistej. Mężczyżni, w sile kilkudziesięciu, mieli do dyspozycji tylko jedną umywalkę. Osobna łazienka, z natryskiem, przeznaczona była tylko dla kobiet, których było kilka. Nie wiedzieć czemu, pracownicy MOPS pełniący w ogrzewalni dyżury, zabraniali panom dostępu do natrysku.  Warte podkreślenia jest także to, że dwóch pracowników MOPS miało do wyłącznej dyspozycji powierzchnię porównywalną do powierzchni przeznaczonej dla kilkudziesięciu osób. W okresie najsilniejszych mrozów, poważnym problemem było ulokowanie na karimatach kilku osób, podczas gdy połowa wynajętych na ogrzewalnie pomieszczeń zajmowana była przez dwóch urzędników.  Owi urzędnicy to osobna historia, potwierdzająca chyba wszystkie funkcjonujące dowcipy i negatywne opinie o urzędnikach.  Część z nich, to wyjątkowi cynicy, jawnie odnoszący się do bezdomnych z wrogością, o ile nie z obrzydzeniem. Pewna Pani Urzędniczka MOPS, której bezdomni nadali pseudonim „Policjantka” (personalia pracowników ogrzewalni nie były jawne, Szanowni Państwo nie mieli w zwyczaju przedstawiać się komukolwiek), potrafiła jawnie kpić sobie z osób, które prosiły ją o możliwość położenia się w dzień ze względu na dość dotkliwą grypę. Rzeczywiście, ilość osób z bardzo wysoką gorączką i z wszelkimi objawami grypy, była w pewnym momencie duża. Pani „Policjantka”, z jakże ironicznym uśmiechem, mówiła chorym na grypę, że położyć mogą się w szpitalu. Na argumenty, że szpitale nie przyjmą chorego na grypę, nieubezpieczonego człowieka, potrafiła krzykiem i odwracaniem się plecami stawiać na swoim. Ta sama Pani, przyszła pewnego dnia do pracy z szalenie drogim aparatem Nikon na szyi i nie pytając nikogo o zgodę robiła zdjęcia pensjonariuszom ogrzewalni. Na sugestie kilku osób, że nie życzą sobie fotografowania ich twarzy, nie odpowiadała. Nadal, uparcie waliła fleszem po oczach. W pewnej chwili bezdomni zaczęli kpić sobie głośno z tejże „fotoreporterki”, zadając jej pytania o cenę aparatu i żródło dochodów urzędnika… nawet to do niej nie trafiło. Zresztą, fotografowanie i filmowanie bezdomnych aparatami telefonicznymi było fascynującym zajęciem nie tylko dla niej. Kolejnym przykładem urzędnika-cynika, był Pan o pseudonimie „Promocja”. Pseudonimu nabawił się ów gość w sposób następujący: kiedy tylko pojawiał się w drzwiach, krzyczał że należy dokładnie uprzątnąć pomieszczenia, zatem wszyscy mają wyjść do którejkolwiek z licznych przecież galerii handlowych, gdzie z całą pewnością ogrzeją się w otoczeniu barwnych wystaw i zwalczą głód serkiem, bądż szyneczką z promocji, bo przecież w takich galeriach to promocje są notorycznie. Na stwierdzenie, że bezdomnych to tak nie bardzo w galeriach lubią, zwykł odpowiadać, żeby znależć sobie taką, w której jeszcze danych osób ochrona galerii nie rozpoznaje… fajny koleś, no nie? Bodajże to ten facet był pomysłodawcą, uwaga: zdemontowania drzwi w toaletach dla mężczyzn! Rzekomo pod pretekstem, że za zamkniętymi drzwiami kibelka świetnie pije się wódeczkę. Drzwi rzeczywiście zdjęto, co doprowadziło do tego, że Szanowne Panie Urzędniczki wchodziły sobie do toalet, niektóre nader często, w chwilach gdy panowie, przepraszam za obrzydliwość, srają. Uwagi kierowane pod adresem tych Pań, kwitowane były wzruszeniem ramion i komentarzem typu „mi to nie przeszkadza”. Ale że upokarza to korzystających z toalety, to już Urzędniczyny nie obchodziło. Nie wpadła na to. Najwidoczniej nic nie napisali o tym w Ustawie o opiece społecznej. Te same Panie Urzędniczki gustowały w zamawianiu sobie drogiego, jak na kieszeń bezdomnego człowieka, jedzonka. Kurierzy krążyli zatem a to z pizzą, a to z karkóweczką, to z sałatkami. Tak na oczach podopiecznych, z których wielu było zwykle tak po prostu głodnych. Od czasu do czasu, Urzędnicy urządzali sobie tak zwane generalne porządki. Nakazywały wyjść wszystkim, prócz kilku ochotników do sprzątania, i wrócić póżnym popołudniem. Sprzątanie trwało około trzech godzin, o czym wszyscy podopieczni doskonale wiedzeli, więc – szczególnie wtedy gdy było bardzo zimno – wracali do ogrzewalni wcześniej. I całowali klamkę. Jak donosili ci, którzy sprzątali, Szanowne Panie wiedząc doskonale że pod drzwiami, na mrozie stoi wiele osób, oglądały sobie telewizor racząc się dobrą kawką. Hm… też chcę taki etacik…

Generalnie, wnioskując z opowiadań mieszkańców ogrzewalni, pracownicy MOPS zupełnie nie panowali nad tym, co wyprawia się w miejscu, nad którym sprawowali nadzór. W pomieszczeniach ogrzewalni handlowano alkoholem z pobliskiej meliny ( nazwa handlowa tegoż specyfiku: F-16 ) i pito alkohol wręcz na oczach urzędników. Codziennie. W ogrzewalni handlowano papierosami bez akcyzy, w ilościach hurtowych wręcz i palono tamże mimo zakazu. Notorycznie zdarzały się kradzieże, awantury, bijatyki. Żaden z pracujących tam urzędników, nigdy nie zadał podopiecznym pytania, czego im potrzeba, co można by usprawnić, jakiego rodzaju pomocy rzeczywiście potrzebują. No bo po co? Po co Szanowne Panie Urzędniczki mają wysłuchiwać jakichś tam bezdomnych, skoro przyniosły do pracy stertę kolorowych pism, książkę, laptopa do plotek na fejsie i album ze zdjęciami? A może by tak, już w przyszłym roku, zamiast wyciągać zza biurek ludzi nie nadających się absolutnie do niczego, prócz tkwienia przy biurku, zatrudnić w ogrzewalni wolontariuszy z wydziału socjologii, psychologii, resocjalizacji? Myślę że będzie to bardziej efektywne. Bo wreszcie ktoś, ot tak, w ramach ciekawych praktyk, zechce zastanowić się nad tym, czym jest bezdomność i uznać, że bezdomni to także ludzie. Ludzie. Bo, w pojęciu urzędników MOPS, bezdomni to nie ludzie a odpady nuklearne…